niedziela, 3 czerwca 2007

Skuter doskonale nadaje się na komunijny prezent

W tekście supermarketowy skuter Lech Potyński wbrew swoim zasadom motorowego puryzmu zachwala zalety skuterów supermarketowych. Warto przeczytać tekst, który jest doskonałym argumentem za posiadaniem wakacyjnego skutera.

SUPERMARKETOWY SKUTER

...Doskonale nadaje się na gwiazdkowy czy komunijny (od pierwszej komunii) prezent. Zegarki i rowery są już lekko passé. Skuter ma same zalety: jest okazały, względnie tani, na pewno sprawi ogromną radość i wzbudzi należytą zazdrość na podwórku. No i najważniejsze: obdarowujący sam nie będzie musiał na nim jeździć, więc i problem szarpania się z ewentualnymi naprawami gwarancyjnymi spada na obdarowanego. Doskonały tego dowód znalazłem na mazurskiej wsi, gdzie często bywam w letnim sezonie. Miejscowość składa się z ośmiu obejść, nie jest szczególnie zamożna (mieszkańcy nie odkryli jeszcze korzyści płynących z agroturystyki), a w ciągu ostatniego sezonu pojawiły się tam po okresie komunijnym dwa skutery! I jak łatwo zgadnąć, nie produkcji europejskiej czy japońskiej. W całej wsi jest więc co najmniej osiem jednośladów, jeżeli wliczy się w stan posiadania klasyczne WSK wydobyte z czeluści piwnic i używane coraz częściej przez oszczędnych gospodarzy zamiast traktorów jako środka transportu.

Skuter Q9 wakacyjna oferta sklep internetowy Quest Wrocław cc50
Doskonały skuter Q9 firmy Quest

To właśnie tanim producentom z Dalekiego Wschodu udaje się dotrzeć do szerszych kręgów naszego społeczeństwa i to właśnie oni przywracają dawną rolę tym najmniejszym jednośladom. Rolę taniego i praktycznego środka transportu. Przypomnę, że już kiedyś (a konkretnie w latach 60. i na początku 70.) w Polsce tak właśnie było. To nasze poczciwe WSK i SHL stanowiły podstawowy środek transportu dla ludu pracującego miast i wsi. Podstawowy, jeżeli oczywiście nie liczyć komunikacji zbiorowej, z której to korzystała zdecydowana większość naszych ojców i dziadków. I wygląda na to, że niedrogie skuterki znowu zaczynają wracać do łask naszych obywateli. Świadczy o tym jednoznacznie gwałtownie rosnąca liczba sprzedawanych egzemplarzy, wyrastające jak grzyby po deszczu nowe punkty dystrybucji. Ponieważ dalekowschodni Azjaci nie stawiają dystrybutorom praktycznie żadnych wymagań dotyczących jakości salonów sprzedaży, wyszkolenia personelu i innych nie zawsze koniecznych "pierdół", skuterki dostępne są także w mydlarniach, GS-ach, sklepach AGD, czyli wszędzie tam, gdzie właściciel lokalu ma ochotę je dystrybuować i widzi w tym jakiś interes.

Z punktu widzenia reszty rynku motocyklowego taka sytuacja jest wbrew pozorom korzystna. Co prawda w klasie skuterów i najmniejszych motocykli trzeba było się nieco posunąć i oddać pole drapieżnej konkurencji, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przecież tak liczny skuterowy narybek to przyszli potencjalni motocykliści. Jeżeli za młodu oswoją się z jednośladami, to później przynajmniej część z nich będzie chciała przesiąść się na poważniejsze sprzęty. A nawet jeżeli w przyszłości nie będą mieli ochoty na jednośladową przygodę, to po nabytych doświadczeniach na resztę motocyklistów będą patrzyli we w miarę normalny sposób. Bo coś mi się wydaje, że o motocyklistach najchętniej i najwięcej (niestety przeważnie w złych słowach) mówią ludzie, których dolna część pleców nigdy nie miała styczności z siodłem. A dzięki supermarketowym skuterom znacząca część naszego społeczeństwa ma szansę przynajmniej w minimalnym stopniu zapoznać się ze zjawiskiem "wiatru we włosach" i przez to życzliwiej spojrzeć na resztę motocyklistów. gazeta.pl

Brak komentarzy: